„Fabryka świata” wciąż kusi przemysł !

1386

Choć zarobki w Chinach rosną, inwestycja tam wciąż się opłaca. Mimo kosztów pracy niewiele mniejszych niż w Polsce, nasze firmy nadal decydują się tam produkować, a kolejne otwierają własne fabryki na miejscu. Co na to klienci? Wszystko wskazuje na to, że etykietka „made in China” przeszkadza im coraz rzadziej.

Doświadczenie na wagę inwestycji

Mimo rosnących kosztów produkcji oraz chęci wzmocnienia innowacyjności (program „Made in China 2025”), Chiny wciąż jeszcze utrzymują status „fabryki świata”. Oferują przy tym liczne ulgi i udogodnienia, które mają przekonać inwestorów. To jednak nie wszystkie zalety tamtejszego rynku – dzięki ogromnemu doświadczeniu nietrudno znaleźć odpowiednią liczbę dobrze wykwalifikowanych pracowników, a parki technologiczne są nowocześnie wyposażone, często lepiej niż te polskie. Nie można też zapominać, że wytwarzanie w Państwie Środka daje firmom dostęp do wielkiego rynku i bogacących się konsumentów. Ale jak decyzja o przeniesieniu produkcji do Chin wpływa na klienta polskiego?

Koniec chińskiej tandety

Kiedy w 2010 roku badania wykazały, że 55% Polaków unikało metki „made in China” na kupowanych produktach, mówiono, że świadomość konsumentów na temat złych warunków pracy i łamania praw człowieka w Chinach rośnie. Jednak od tego czasu import towarów z Chin znacznie wzrósł – do tego stopnia, że od 2015 roku Państwo Środka zajmuje drugie miejsce pod względem udziału w polskim imporcie, a liczby z pierwszych dziesięciu miesięcy 2018 roku nie wskazują na zmiany, bo wyniki są bardzo podobne do tych z roku poprzedniego. Wtedy 11,8% polskiego importu pochodziło z Chin i choć to jedynie 2,4% więcej niż w 2010 roku, większe wrażenie robi różnica kwot – tu już widać wzrost o ponad 60% (z niecałych 17 mln do ponad 27 mln dolarów). Z powyższych danych GUS można wywnioskować, że podpis „made in China” przestał przeszkadzać polskiemu klientowi.

„Fabryka świata” coraz lepsza

Opinie o chińskiej produkcji wciąż są różne, jednak branża ma tu kluczowe znaczenie. Kiepska reputacja związana jest z bardzo tanimi, marnej jakości zabawkami, dekoracjami, drobnym sprzętem AGD czy innymi produktami do domu – krótko mówiąc, tym wszystkim, co znamy ze sklepów „wszystko po 4 złote” oraz „chińskich marketów”. Rozpowszechnianiu tanich produktów przeważnie słabej jakości na pewno sprzyja rosnąca popularność Aliexpress – chińskiego portalu zakupowego, dla którego potencjał naszego rynku okazał się tak duży, że strona od jakiegoś czasu wprowadza udogodnienia dla Polaków (m.in. polska wersja językowa, możliwość płacenia przez Przelewy24).

Popularne kategorie importowanych produktów to zabawki (w 2016 roku prawie połowa ich importu pochodziła z Chin), gry, artykuły sportowe, odzież i bielizna, lampy oraz oprawy oświetleniowe, obuwie, walizy i teczki. Jednak szczyt rankingu należy do maszyn i elektroniki. O ile pierwsza grupa jest bardzo specjalistyczna, więc trudno o rozpoznawalne przykłady, tak w drugiej z nich bez trudu odnajdziemy znanych gigantów, między innymi Apple, Huawei, Dell, Lenovo czy Samsung, a tych wcale nie kojarzymy z tandetą.

Pochodzenie nie decyduje o jakości

Z czego wynikają takie różnice w jakości produktów sprowadzanych z Chin? Najczęściej z oczekiwań dystrybutorów, którzy przyzwyczajeni do obiegowych opinii na temat chińskich towarów, niską cenę stawiają ponad jakość. W Chinach jednak robi się również solidne rzeczy. Jedną z firm, która część swoich produktów wytwarza w Chinach jest Zwieger. Garnki, patelnie i noże marki cieszą się bardzo dobrą opinią i są promowane przez takich szefów kuchni jak Michel Moran oraz Andrzej Polan.

– Samo pochodzenie nie definiuje jeszcze jakości produktu. Polski konsument coraz częściej zdaje sobie z tego sprawę – opowiada Łukasz Sorbian, reprezentujący markę Zwieger. – Ciągle jeszcze cena jest bardzo istotnym czynnikiem branym pod uwagę przy wyborze sprzętu i to dlatego zamawiający są skłonni rezygnować z jakości na rzecz mniejszych kosztów. My jednak na pierwszym miejscu stawiamy precyzję wykonania oraz klasę wyrobów. Jesteśmy doskonałym przykładem na to, że produkcja w Chinach w tym nie przeszkadza. Dzięki dywersyfikacji produkcji i przeniesieniu jej części do Chin, możemy oferować najlepsze produkty w przyzwoitej cenie.

– Choć koszty produkcji w Chinach rosną, dla nas ważne jest też to, że Chińczycy to specjaliści w przetwórstwie stali – tłumaczy Sorbian. – Niemal połowa stali na świecie w ostatnich latach była produkowana właśnie tam. Trudno więc rezygnować z takiego doświadczenia z powodu mitu etykietki „made in China”. Wolimy raczej go obalać niż kultywować – podsumowuje.

Państwo Środka mimo rosnących kosztów wciąż ma czym przyciągać polskie przedsiębiorstwa. Warto więc przestać traktować Chiny jako źródło tylko i wyłącznie taniej tandety, bo te czasy już dawno minęły – lepiej jakość tamtejszej produkcji oceniać według bardziej precyzyjnych, technicznych wytycznych, a pod tym względem chiński producent jest jednym z najlepszych na świecie.

Źródło: Zwieger
Zdjęcie główne free peek