Czterodniowy tydzień pracy. Szaleństwo bogatych firm czy nowa rzeczywistość?

601

Doświadczenia z okresu pandemii koronawirusa COVID-19, które wymusiły zmianę w podejściu do zarządzania czasem pracy w firmach i w wielu przypadkach przejście na pracę zdalną lub hybrydową oraz reorganizację grafików pracy, sprawiły, że wielu ekspertów i menadżerów coraz śmielej dyskutuje o tym, żeby pójść o krok dalej i skrócić tygodniowy czasu pracy. Najlepiej do 32 godzin w przeciętnie 4-dniowym tygodniu pracy.

Każdy, kto na bieżąco śledzi media społecznościowe i portale branżowe HR, łatwo odniesie wrażenie, że nie ma nic bardziej gorącego, niż temat czterodniowego tygodnia pracy. Wiele jest artykułów i analiz poczynań wielkich firm, takich jak Microsoft, Unilever czy Toyota, które testują 4-dniowy tydzień pracy, a każdy ambitny menadżer HR z niecierpliwością wyczekuje szczegółów ewaluacji tych projektów.

Pytanie jednak brzmi czy w Polsce w roku 2021 jesteśmy w stanie realnie o tym dyskutować, czy też bardziej jest to przejściowa moda i rzeczywistość wkrótce zweryfikuje nasze ambicje i nadzieje.

Wiemy wszak, że obowiązujący w Polsce Kodeks Pracy został uchwalony w 1974 roku (choć oczywiście „z późniejszymi zmianami”), a prace nad nowym kodeksem utknęły w martwym punkcie.

kompetencje inzynierów

Z drugiej strony jednak wiemy, że wiele zmian pracodawcy wprowadzają z własnej inicjatywy i kodeks im w tym „nie przeszkadza”. Dokładnie tak, jak miało to miejsce w okresie pierwszego lockdownu, gdy nie czekając na regulacje zostały wprowadzone rozwiązania niejednokrotnie ratujące firmy przed upadkiem. Tym samym widać, że biznes jest elastyczny i potrafi się dopasować do realiów. Niemniej jednak czy wprowadzenie na szeroką skalę 4-dniowego tygodnia pracy jest możliwe bez wsparcia systemowego, legislacyjnego? Duże i bogate firmy mające w swoim DNA innowacyjność na pewno znajdą środki na projekty pilotażowe. Nie ukrywajmy też, że część z tych projektów to element strategii ocieplania wizerunku, świetnej, ale nadal głównie marketingowej.

Analizując to zagadnienie, na początek warto się przyjrzeć historii. Czemu właściwie w ogóle pracujemy? I ile czasu przeciętnie w tygodniu historycznie przeznaczaliśmy na pracę?

Dziś jest ona istotnym elementem naszego życia. Definiuje nas. Część badaczy wskazuje wręcz, że już prehistoria odcisnęła ogromne znaczenie dla obecnego postrzegania pracy.

W inny sposób pracowali łowcy-zbieracze w ciepłych rejonach globu. Mogli oni żyć z dnia na dzień, zaspokajać wyłącznie podstawowe i bieżące potrzeby. Inaczej praca wyglądała na chłodniejszych obszarach, gdzie przez pewną część roku nie dało się uzbierać odpowiedniej ilości pożywienia. Konieczne więc było gromadzenie żywności na zapas. Rozwój metod pozwalających na gromadzenie żywności przyczynił się do przyspieszenia powstawania miast, a praca stała się bliższa temu, jak rozumiemy ją współcześnie. Stopniowo ludzie zaczęli się specjalizować w konkretnych działaniach, co z czasem przekształciło się na przykład w gildie znane ze średniowiecza.

W XVII wieku w Anglii (wtedy najbogatszym kraju świata) szukając rozwiązań mających na celu zwiększenie wydajności w przemyśle włókienniczym wynaleziono krosno mechaniczne, które zwiększyło wydajność w tkactwie aż 40-krotnie. Równocześnie bardzo szybko rozwijały się górnictwo i hutnictwo. Okres ten nazywamy pierwszą rewolucją technologiczną. Rozwój w przemyśle pociągnął za sobą rozwój transportu i komunikacji. Znaczny wzrost produkcji wiązał się z przewozem coraz większej ilości towarów. W późniejszych latach szybki rozwój nauki doprowadził do zapoczątkowania tak zwanej drugiej rewolucji przemysłowej. Powstały nowe rozwiązania techniczne, począwszy od silnika gazowego, poprzez dynamit i karabin maszynowy, aż po telefon w 1876, żarówkę w 1879 i odkurzacz elektryczny w 1907 roku.

Choć trudno to sobie dzisiaj wyobrazić – w czasach pierwszych rewolucji przemysłowych przeciętny czas pracy robotników wynosił od 80 do 90 godzin. Nie wspominając o zatrudnianiu również dzieci, nawet pięcioletnich). W dużym uproszczeniu: wzrost produktywności oraz industrializacja doprowadziły do dużych zmian społecznych, których symbolem z jednej strony były ruchy luddystów – którzy niszczyli maszyny w obawie przed utratą pracy, z drugiej strony zmniejszyło się zatrudnienie w rolnictwie, powstały związki zawodowe, narodził się ruch robotniczy oraz powstało prawo pracy. Między innymi dzięki tym zmianom społecznym udało się na przełomie XIX oraz XX wieku skrócić czas pracy ze wspomnianych 80-90 godzin do 40-48. Postulat 8-godzinnego dnia pracy został wysunięty jako odpowiedź na wzrost sił wytwórczych i wydajności.

Tak zwana rewolucja naukowo-techniczna, która rozpoczęła się po II wojnie światowej i trwa do dziś (choć coraz śmielej mówi się o czwartej, związanej z Internetem rzeczy) do tej pory nie przyczyniła się do aż tak radykalnych zmian w podejściu do czasu pracy. Warto więc sobie zadać pytanie: dlaczego? Nie musimy cofać się do czasów gospodarki tuż po wojnie, żeby chociażby na przykładzie własnej kariery uświadomić sobie jak w przeciągu ostatnich 20 lat wzrosła produktywność. A także w jakim stopniu Internet, automatyzacja, robotyzacja zwiększyła moce przerobowe i naszą produktywność, rozumianą też (a może przede wszystkim) jako PKB per capita. W latach 1993-2016 wydajność mierzona wielkością PKB per capita liczoną w dolarach według parytetu siły nabywczej wzrosła w Polsce prawie dwuipółkrotnie.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj